Denali 2010
Za dwa dni samolot, a ja nadal czekam na kuriera ze spodniami puchowymi, nie widziałam jeszcze namiotu, który pożycza mi znajomy, a islandzki wulkan stawia całą wyprawę pod wielkim znakiem zapytania. Ale jeśli wszystko pójdzie według planu, to w sobotę wieczorem będę już w Anchorage, gdzie wynajmiemy z Gerardem auto i udamy się prosto do miasteczka Talkeetna. Po odebraniu permitu z Parku Narodowego Denali, wypożyczeniu sań i nart, zostaną nam już tylko drobne zakupy sprzętowe i jedzenie na miesiąc…jedzenie na miesiąc??!! Tzn. ile??! I jak to potem wnieść? Tak, logistycznie ta wyprawa na pewno nie będzie łatwa. No ale jak już się ze wszystkim uporamy na nizinach, łapiemy samolot na lodowiec Kahiltna i tam zacznie się prawdziwa przygoda. Do szczytu pozostanie nam prawie 5 tysięcy metrów w pionie. Ta niezwykle duża różnica wysokości między bazą a szczytem, ekstremalnie niskie temperatury (latem odczuwalne spadają nawet do
Decyzję, żeby pojechać na Alaskę podjęłam tylko dzięki jednej osobie, która pożyczyła mi dość sporą sumę, niezbędną na tego typu wyprawy. Jestem tej osobie niezmiernie wdzięczna. Dużą pomoc otrzymałam od władz mojego miasta oraz regionu. Cały projekt odbywa się pod patronatem miasta Jeleniej Góry, i tu podziękowania dla Pana Prezydenta, Marka Obrębalskiego, oraz Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej. Dziękuję Panu Jackowi Papiernikowi za szybką i sprawną współprace, oraz Wicemarszałkowi Województwa Dolnośląskiego, Jerzemu Łużniakowi, za wsparcie całego projektu. No i jeszcze moi ulubieńcy ze sklepu Trekker Sport w Poznaniu, którzy postarali się, bym nie zamarzła na tej Alasce, wyposażając mnie w najlepszej jakości sprzęt. Podziękowania także dla sklepów Jeleniogórskich: Skalnik i Avalanche.
Copyright © 2014 by gorskieblogi